Klasa VIIIa- 08.04.2020 r.- Quo vadis- cechy powieści historycznej i zagadnienie przemiany człowieka. Temat: Co powoduje przemianę wewnętrzną człowieka? „Quo vadis” jako powieść historyczna. Notatka do zeszytu: R. óżne przyczyny przemiany duchowej człowieka: - przemiana wewnętrzna to zmiana sposobu myślenia lub zachowania
Jesteś w: Motyw przemiany Początki zmian w charakterze Winicjusza można zaobserwować już podczas zgromadzenia chrześcijan w Ostrianum. Młodzieniec, wysłuchujący nauk Apostoła Piotra, zaczął zastanawiać się nad różnicą między światem, w którym żył a światem wyznawców Chrystusa. Odkrył, że ludzie, których uważał początkowo za szaleńców, nie tylko czcili swego Boga, ale również kochali go z całej duszy. Nowa nauka wzbudziła jego ciekawość, lecz nie rozumiał jej, zagniewany, że niektóre przykazania chrześcijan, jak czystość i walka z żądzami, potępiały jego uczucia do Ligii. Kazanie apostoła Piotra rozczarowało go: „Cóżem nowego usłyszał. To ma być owa nieznana nauka? Każdy to wie, każdy to słyszał, wszak ubóstwo i ograniczenie potrzeb zalecają i cynicy, wszak cnotę polecał i Sokrates, jako rzecz starą i dobrą; wszak pierwszy lepszy stoik, nawet taki Seneka, który ma pięćset stołów cytrynowych, sławi umiarkowanie, zaleca prawdę, cierpliwość w przeciwnościach, stałość w nieszczęściu, i to wszystko jest jakoby zleżałe zboże, które myszy jedzą, ludzie zaś już jeść nie chcą, dlatego, że ze starości zatęchło”. Spodziewał się zadziwiającej przemowy, odkrywającej przed nim nieznane tajemnice, a nie usłyszał nic odkrywczego. Najbardziej zaskoczyło go to, że Bóg chrześcijan obiecywał im za dobro i cnotę nieśmiertelność równą bytowi bogów. Przemowa Piotra zmusiła go do zadania sobie wielu pytań: „Co to za Bóg? Co to za nauka? Co to za lud?”.Nauka chrześcijan była sprzeczna z jego światopoglądem i przyzwyczajeniami: „Czuł, że gdyby na przykład chciał pójść za tą nauką, musiałby złożyć na stos swoje myślenie, zwyczaje, charakter, całą dotychczasową naturę i wszystko to spalić na popiół, a wypełnić się jakimś zgoła innym życiem i całkowicie nową duszą”. Jednak proste słowa skromnego rybaka, któremu nie mógł zarzucić kłamstwa, zaczęły stopniowo wdzierać się do jego świadomości. Wówczas zrozumiał również, że Ligia nigdy dobrowolnie nie zostanie jego kochanką. Odkrył, że wiara uczyniła z niej istotę, różniącą się od innych kobiet i nigdy nie poświęci dla niego żadnej z chrześcijańskich prawd, nie ulegnie zmysłom i bogactwu. Dziewczyna mogła być jedynie jego ofiarą. Po raz pierwszy „rzymski trybun, przekonany, że ta siła miecza i pięści, która zawładnęła światem, zawsze władać nim będzie, ujrzał, że poza nią może być jeszcze coś innego, lecz na razie nie widział, co to”.strona: 1 2 3 4 5 6 7 8
Św. Paweł W książce ,,Quo Vadis" Krótki opis wyglądu Opis Św.Paweł miał chudą twarz , krzywy nos , czerwone zmęczone oczy i mocno przerzedone włosy . nosił płaszcz z grubej włosianej tkaniny Apostoł Paweł z Tarsu drugoplanowy bohater powieści Henryka Sienkiewicza „Quo vadis” - Gdy
„Musimy uniknąć patosu” – mówił Kawalerowicz, kręcąc „Quo vadis”. Aby przekonać ludzi do wiary wykorzystujemy telewizję, internet, telefon, a dwa tysiące lat temu Jezus i apostołowie chodzili boso po tej spalonej słońcem ziemi. Zbigniew Waleryś – aktor teatralny i filmowy, znany z ról w takich filmach jak: „Papusza”, „Sprawiedliwy”, a ostatnio „Fuga”, nam opowiada o swojej roli w filmie „Quo vadis”. W produkcji Jerzego Kawalerowicza wcielił się w postać świętego Tokarczyk: Wszystkie te filmy niewątpliwie kształtowały pana aktorskie emploi, ale mnie interesuje przede wszystkim to, kiedy człowiek na ekranie wciela się w postać świętego. I to nie „zwykłego” świętego, ale jednego z dwunastu apostołów, św. Pawła. Jak trafił pan na plan „Quo vadis”?Zbigniew Waleryś: Doskonale pamiętam tamten czas, bo dwa miesiące wcześniej wprowadziliśmy się do naszego nowo wybudowanego domu w małym miasteczku na Dolnym Śląsku, w naszej rodzinnej miejscowości. Był rok dwutysięczny. W tym nowym domu usiedliśmy z żoną do wigilii i ona mówi: „Bardzo się cieszę, że mamy dom, ale z czego my tutaj będziemy żyli? Nie ma tu przecież żadnego teatru”. Odpowiedziałem, żebyśmy na razie cieszyli się nowym domem, a potem zobaczymy. W styczniu 2001 roku dostałem zaproszenie na casting. Zadzwonił Zbigniew Gruz, drugi reżyser filmu „Quo vadis” i zaprosił mnie na spotkanie. W jego opinii pasowałem do roli Chilona Chilonidesa. Wtedy nie było jeszcze tak dobrze rozwiniętego internetu, więc teksty do nauczenia się otrzymałem pocztą. Kiedy przyjechałem na zdjęcia próbne, Jerzy Kawalerowicz, nieżyjący już niestety reżyser, mówi: „No i kogo mi tu sprowadziliście? To nie jest twarz Chilona Chilonidesa…”.Zbigniew Waleryś: Jak zagrałem św. Pawła z TarsuCo mu nie pasowało? Kawalerowicz myślał wizualnie. Miał nawet uwagę do współpracowników, że fatygowali mnie tyle kilometrów, a ja na pewno nie zagram tej postaci. Ale też zaczął układać sobie w głowie listę pozostałych aktorów: Franciszek Pieczka miał zagrać św. Piotra, a nie było jeszcze św. Pawła. „To może dajcie mu tekst, niech się nauczy na korytarzu, a za pięć minut go poprosimy” – zawyrokował reżyser. Tak też się co było dalej? Po zakończonym przesłuchaniu podziękowałem za daną mi możliwość, a pan Jerzy powiedział, że jeśli zdecydują się mnie obsadzić, będą się kontaktować. Minął styczeń, luty, połowa marca, ja już zapomniałem o tym castingu, aż tu nagle 17 marca – pamiętam jak dzisiaj – bo wtedy były imieniny Zbigniewa, telefonuje Zbigniew Gruz i mówi „Masz prezent imieninowy, grasz świętego Pawła z Tarsu”. I tak się to wszystko tamtym czasie zdjęcia realizowano zupełnie inną techniką niż obecnie – kamerą analogową na taśmie 35 mm. Jak długo pracowaliście na planie zdjęciowym?Zdjęcia z przerwami trwały kilkanaście miesięcy. Zaczęliśmy kręcić w Tunezji. Tam padł pierwszy klaps, na który z Warszawy przyleciał specjalnie wyczarterowany samolot z urzędnikami i ich ochroną. Pamiętam tych chłopaków w 40-stopniowym upale, w zapiętych po szyję garniturach. Zrobiło się trochę zamieszania i pojawiły się niepotrzebne napięcia wynikające z tego, że jeszcze na dobre nie rozkręciły się zdjęcia, a w mediach już pisano, że to film na miarę Oscara. Reżyser też był zdenerwowany, ponieważ nie lubił oficjalnych wizyt i symbolicznego szampana. Kiedy już oficjele wrócili do Warszawy, mogliśmy spokojnie pracować.„Kawalerowicz dał nam swobodę”Jaki system pracy na planie miał reżyser Jerzy Kawalerowicz? Czy panował nad wszystkim żelazną ręką, czy też dawał aktorom dużo swobody?Dawał nam swobodę. Dyskutowaliśmy na temat postaci, on wyobrażał sobie czy widział oczyma wyobraźni te role, a mnie utkwiło w pamięci zdanie z rozmowy z Franciszkiem Pieczką. „Musimy uniknąć patosu” – mówił reżyser. Teraz – aby przekonać ludzi do wiary wykorzystujemy telewizję, internet, telefon, a dwa tysiące lat temu Jezus i apostołowie nieraz chodzili boso po tej spalonej słońcem ziemi i przekonywali do wiary. Nie było mikrofonów, świateł, bogactwa. To właśnie chcieliśmy pokazać w jaki sposób przygotowywał się pan do roli?Dużo czytałem, szczególnie listy św. Pawła. Z „Listu do Koryntian” znałem „Hymn o miłości”, którego każde słowo jest konkretem, mówi o czymś dosłownie. Później po realizacji „Quo vadis” pomyślałem, że gdyby żył Krzysztof Kieślowski, z pewnością zrobiłby film na bazie „Hymnu o miłości”. Po nakręceniu „Dekalogu” rozważania, jaką jest, a jaką powinna być ta miłość stanowią temat na osobny, duży wyglądały przygotowania pod względem charakteryzacyjno-kostiumowym? Niewiele było charakteryzacji, ponieważ naturalnie nosiłem brodę, która nie była przygolona, jak to jest modne obecnie. Poza tym trochę pudru na twarz, ale oczywiście bardzo ważny był kostium. W moim przypadku była to dość obszerna szata, która powstała z wielu metrów tkaniny, tak że na lewej ręce miałem zwój materiału i pamiętam, że było mi bardzo gorąco. Takie sytuacje przy realizacji filmu zazwyczaj jednak nie przeszkadzają, ale mobilizują do jeszcze lepszego grania swojej postaci. Bo oto ja, aktor z małego, powiatowego miasteczka nagle „wskoczyłem” w rolę świętego. To było niezwykłe zrządzenie losu i nagroda za wieloletnią pracę w Niewielu aktorów zagrało św. PawłaCzy kiedykolwiek później otrzymał pan jeszcze propozycję zagrania świętego lub duchownego?W 2012 roku spotkaliśmy się z reżyserką Magdaleną Piekorz, która wspomniała, że ma scenariusz filmu, którego akcja dzieje się na parafii. To temat o dwóch księżach, starym mocno uduchowionym proboszczu i młodym, pełnym wątpliwości wikariuszu. To miało być takie zderzenie dwóch światów. Młodszy ma rozterki, jak dalej pokierować swoim życiem, a stary prowadzi go duchowo. Do realizacji filmu jednak nie doszło i nigdy później nie wracaliśmy już do tego fakt, że zagrał pan św. Pawła miało jakieś reperkusje w kontekście kolejnych filmów z pańskim udziałem? Mogę uznać tę rolę za sukces, ponieważ najczęściej wcielamy się w postaci „zwykłych” ludzi, mniej lub bardziej szlachetnych, ale „zwyczajnych”. Na świecie niewielu jest natomiast aktorów, którym dane było zagrać św. Pawła z także:Nie znasz tych tytułów? Koniecznie to nadrób! 10 filmów religijnych, które trzeba znaćCzytaj także:5 świętych, których ciała nie uległy rozkładowiCzytaj także:Czego możesz się nauczyć z historii nawrócenia prześladowcy chrześcijan?
a9O3. nrk0gmqvq6.pages.dev/318nrk0gmqvq6.pages.dev/12nrk0gmqvq6.pages.dev/140nrk0gmqvq6.pages.dev/239nrk0gmqvq6.pages.dev/206nrk0gmqvq6.pages.dev/281nrk0gmqvq6.pages.dev/190nrk0gmqvq6.pages.dev/296nrk0gmqvq6.pages.dev/160
grał chilona w quo vadis